Z tą płytą Wasze beztroskie dni lata potrwają co najmniej do końca późnej jesieni
Taki olśniewający debiut zdarza się w muzyce rozrywkowej raz na 5 lat, a może i nawet na dekadę.
Płyta zatytuowana "The Future Is Our Way Out" pochodzącego z Chicago zespołu BRIGITTE CALLS ME BABY miała swoją premierę 2 sierpnia 2024 r. i od tego dnia rozchodzi się jak "ciepłe bułeczki".
Po elektryzującym występie formacji i debiucie telewizyjnym późnym wieczorem w programie Jimmy Kimmel Live!, tuż przed wydaniem albumu, emocje związane z twórczością nowej sensacji amerykańskiej sceny rockowej sięgają zenitu.
Pojawienie się BRIGITTE CALLS ME BABY na festiwalu Lollapalooza w rodzinnym Chicago było największym występem zespołu w tym mieście, po dwóch wyprzedanych koncertach w Lincoln Hall w zeszłym miesiącu i wyprzedanym koncercie w Schubas Tavern.
Grupa znalazła się na pierwszych stronach gazet w Chicago Tribune, Chicago Magazine i Chicago Sun-Times, które napisały, że - "w ostatnich miesiącach szturmem podbiła lokalną scenę, przewodząc nowej erze rodzimych zespołów rockowych, które stale zyskują uwagę w całym kraju".
Kwintet zdobył również uznanie w Stanach od takich mediów jak NPR, WXPN, NME czy kultowej rozgłośni KEXP, które jednoznacznie stwierdziły, że "chicagowscy romantycy dostarczają emocji minionej epoki, zarówno jeśli chodzi o dramaturgię i moc aranżacji, jak i podejście wokalne".
Nazwa formacji nawiązuje do nastoletniej korespondencji piórem frontmana - Wesa Leavinsa z kultową francuską aktorką Brigitte Bardot.
Teraz ze swoim debiutanckim krążkiem "The Future Is Our Way Out" BRIGITTE CALLS ME BABY dzielą się dziełem, które obejmuje gatunki i epoki, łącząc wystawny romantyzm popu z połowy wieku z freneryczną energią i kolczastą intensywnością indie - rocka z początku tysiąclecia.
Skupiony na hipnotycznym wokalu Leavinsa, muzyczny rezultat kompozycji jest rzadką konwergencją wyrafinowania, stylu i nieskrępowanej szczerości. Nie da się "przejść obojętnie" obok tak wspaniałych, chwytliwych, nośnych i przebojowych piosenek jak: "We were never alive", "To easy", "Impressively average", czy tytułowego "The future is our way out", będących potencjalnymi hitami na playlistach wszystkich liczących się rozgłośni radiowych na świecie.
Wytrawni znawcy muzyki, czy malkontenci mogą stwierdzić, że zespół podrabia twórczość kultowych THE SMITHS. Częściowo będą mieli rację, ale o ile zespół Morrisseya charakteryzował się retro utworami o nieco rozmytym i delikatnym brzmieniu, tak w przypadku BRIGITTE CALLS ME BABY na pierwszy plan aranżacji wysuwa się charakterystyczna wyrazistość gitar ála THE STROKES, ekspresja, finezja i polot ála THE KILLERS, a wszystko to poparte niezwykle rozmarzoną barwą głosu i charyzmą frontmana.
Sięgnijcie po ten wysmakowany stylistycznie album, a wtedy przeżyjecie swoją drugą młodość, bądź zachowacie na dłużej w swoich duszach miraż przeżytych ostatnich, nostalgicznych dni lata.